poniedziałek, 23 lutego 2009

OLD STORIES - Zapach ROKOKO part 1

Staruszki pachną rokoko. Pachną naprędce nałożonym nagietkowym kremem półtłustym, dodającym bladości i tak bladej już twarzy i rękom zostawiającym maziste ślady na wszystkich przedmiotach. Pachną pudrem sypkim i różem w obfitości tak dużej, że ich skóra wygląda jak zbyt kolorowe, a już przejrzałe płatki kwiatów. Pachną lakierem do włosów, nabłyszczaczem do tresek, by imitowały bujne, młodzieńcze pukle, które wiążą następnie w fantazyjne koki i warkocze. Pachną mydłem, obowiązkowo kwiatowym, o duszącym, monotonnym zapachu. Ale najbardziej, te czarodziejki w łabędzim śpiewie odurzają obficie wylaną esencją kwiatowo-korzenną, być może „Być może” lub „Panią Walewską”, zaklinając wieczność, żeby zawsze trwał wieczór. Ich wieczór.

Staruszki pachną też nadzieją. Mają życzenie spotkać jeszcze pachnącą i świeżą miłość. Miłość smakującą bułeczkami na śniadanie, miłość przynoszącą herbatę z ciasteczkami i oglądającą z nimi telewizję. I dobrze tańczącą, bo trzeba się z nią pokazywać na tańcach. Dla niej samej też bardzo chcą pachnieć, bo tylko tak mogą odzyskać swoją młodość, zakryć warstwami cieni do powiek cienie przeszłości i bruzdy ciężkiej pracy. Dla miłości ich szminka połyskuje jaskrawym różem albo krwistą czerwienią. W ich wieku już prawie wszystko wypada. Oprócz pójścia z Panem na pierwszej randce do łóżka. Ale która o tym nie marzy. Z tych zwróconych ku temu światu oczywiście.

Bo taka staruszka chce jeszcze pożyć, poczuć smak zakazanego owocu, patrząc wymownie po wnukach, z którym może podzielić się wieścią o nowym narzeczonym. W końcu to też wymaga zabiegów, starań, aby mieć czas na randki. I właśnie ten zapach rokoko ma ułatwić mężczyźnie zaloty i sprowadzić do gniazda nielicznych szczęściar. Proszę tak na mnie nie patrzeć, w końcu nie jestem młoda – kokietują. A kiedy mężczyzna pyta o wiek, staruszki w popłochu miętoszą swoje przecenione torebki i spuszczają oczy. Szepczą między sobą, że Pan popełnił błąd, ale mu wybaczą, bo ładnie prowadzi na parkiecie. I koleżanki zazdroszczą. A o to staruszkom chodzi w ich wypachnieniu. Bo wypachnienie oznacza obietnicę zapomnienia, ile się już przeżyło, że mąż nie żyje i zagubił się we wspomnieniach, że dzieci dorosłe i daleko, że nawet telewizja i seriale są już takie same. Więc proszę mi kłamać dalej, jeszcze, jeszcze, chcę wiedzieć, że to ma jeszcze sens. To moje wyczekiwanie na miłość i na herbatę do łóżka tuż przed wstaniem. Nawet, jeśli potem tą miłosną herbatą, tym afrodyzyjnym naparem trzeba popić jeszcze tabletki nasercowe i zestaw witamin na słabe oczy. Ale kiedy dostaje się ją z czyjejś ręki, ta niepozorna esencja miałkiego smaku nawet inaczej pachnie. I inaczej kreśli dzień w kalendarzu, tak czule i zamaszyście.

No więc staruszki pachną sobą i marzeniem, kiedy tak siadają majestatycznie i władczo w autobusie i przechylają głowę z niedowierzaniem, co się dzieje w tym kraju i kto kogo oszukał lub oszuka. Co do tego są pewne. Wietrzą spisek, nawet, jeśli nie udaje im się dokładnie wywietrzyć zimowych płaszczy, sypiących obfite śnieżynki szarych lat na najbliższych pasażerów. Oszczędzają, polecają sobie tanie sklepy. Robią grupowe wycieczki do centrów handlowych, ale wyłącznie do supermarketów, bo nie rozumieją potrzeby błyszczenia i wydawania na bzdury z połyskiem. I metki im nic nie mówią. Zwłaszcza, że wszystkie te sklepy takie obce, że nawet nazwy nie sposób wymówić. Poprzestały więc na promocjach schabu z kością, proszków do prania i cukru. Jakieś zapasy na czarną godzinę trzeba robić. Jeżdżą z wypchanymi siatami, prosto do wnuków, gdzieżby kupowały to wszystko dla siebie! I gotują, pichcą ku chwale Westy i zapomniałam, czego jeszcze, karcą brudne ręcę przed obiadem, na który wołają wciąż głosem mocnym, ale już steranym latami zdzierania gardła.

Old-love

Wszyscy na chwilę, naturalnie dzięki staruszkom, jedzą razem przy stole. Czasem warto połechtać swoją próżność, nieco przyprószoną siwizną i wyrzutami o to, że znów musiały jechać z takimi kilogramami same i nikt nie wyszedł im na spotkanie ani nie uzupełnił zapasów mąki, makaronu, cebuli, marchewki, mleka, chleba, bułki tartej i soli, przez co musiała jeszcze zahaczyć o sklep osiedlowy. A siorbiące stado uśmiecha się do swoich talerzy i przytakuje. Niech się już mama nie denerwuje, nerwy w wieku mamy szkodzą bardzo na serce. Ale wie mama, jak mama ładnie wygląda? Jakoś młodziej, bardziej kwitnąco. Dla kogo mama się tak stroi? I już zatyczka z napisem: Kłótnia zostaje wyłączona. Staruszka się rumieni, podkład z różu przestaje świecić fałszywą niewinnością. Stara-dziewczynka znów spuszcza wzrok, speszona spojrzeniem rodziny. Chwila napięcia pozwala zaczerpnąć dech w wątłe i zwiotczałe ciało. Dla nikogo, nawet w starszym wieku trzeba wyglądać, kłamie, uśmiechając się w duchu. A kiedy już pora obiadowa rozejdzie się po pokojach, staruszka może z upodobaniem zasiąść do swojej ostatnio ulubionej czynności, patrząc ukradkiem, czy córka nie wtargnie i nie zabierze jej swoich diorów, manhatanów i lancomów. Teraz zaczyna się uczta. Staruszka może, jak jej córka za dawnych czasów i jak ona sama w czasach młodości, przebierać w kolorach do woli. Nie wstydzi się zielonego cienia do powiek, nałożonego pod same brwi. Jak się stroić, to bez granic. Co z tego, że oczy ma blado, coraz bardziej bladoniebieskie. A może już szare? Płowe? Teraz dopiero może je rozświetlić, podkreślić ich temperament, jak niedawno powiedziała jej jedna Pani na bazarze, kiedy chciała kupić szminkę. Nie, temperamentu nie podkreśla, ale spojrzenie spod opadających powiek na pewno zrobi większe wrażenie. Wreszcie zapach. Nanosi go delikatnie, najpierw rozpylając mgiełkę na włosy i w powietrze, aby dotarła do najwyższych pięter jej skóry. Potem raz jeszcze. I jeszcze jeden raz, żeby na pewno po kilku godzinach nie wywietrzał. Potem nadgarstki, rozmasowanie skroni, szyja i ubranie. W końcu pachnie schabowym i kluskami. A na taki nietakt wobec siebie staruszka sobie nie pozwoli. Przynajmniej ona ma nie czuć zapachu domu córki. Jej praca się skończyła. A teraz jeszcze jeden głask zapachu. Prosto na szal, którym wywija bez słowa na pożegnanie, by zniknąć za drzwiami, zostawiając tę tajemną aurę rokoko, na przekór epokom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz